niedziela, 27 września 2015

#7 Mira

Prze de mną rozwidlenie dróg a Makoto kazał mi wybierać. Nie powiedział słowem, czy aby na pewno wszystkie ścieżki prowadzą tam, gdzie chce mnie zabrać. Nie potrafię mu zaufać. Nie jestem w stanie wybrać, bo nie znam tych dręczących ludzi konsekwencji. Westchnęłam ciężko. Spoglądawszy na ścieżkę po prawej usłyszałam za nami śmiech kobiety. Perlisty, delikatny i kruchy. Tutaj idzie odnaleźć szczęście? Wydaje mi się, że nie. Chyba... chyba, że to ja mam klapki na oczach. Może ktoś podświadomie wykreował mi ten świat aby mnie zniszczyć, złamać moją psychikę? Ale.... ja jestem słabym człowiekiem. Z jakiej racji ktoś miałby się patyczkować, by mnie tu sprowadzić? Nic z tego nie rozumiem. Spojrzałam za siebie ponownie słysząc ten sam głos. Jednak zbyt bardzo podchodził on do osoby, która oszalała. Która przegrał i dała się wciągnąć w ten cień. Pozwoliła, by znikła w oczach innych.
Rzuciwszy ostatnie spojrzenie, by sprawdzić czy nikt za nami nie idzie, ruszyłam przed siebie. Wybrałam most. Liczyłam się z tym, że mógł się zawalić kiedy tylko na niego wejde. W głowie jednak rozbrzmiewała mi tylko jedna sentecja. Pozory mylą. Tak więc posłuchałam głosu mego serca i szłam. Przyjrzałam się mostowi. Wykonany był z pięknych kamieni, choć były zwykłe, z pola. Dostrzegłam w nich piękno. Zawsze chciałam przez taki most przejść. Dotknęłam bladą i drobną dłonią muru, który zrobiony był z tego samego materiału. Zimny, martwy kamień spowodował dreszcze na całym ciele. Idąc do przodu przesuwałam opuszkami palcy po gładkiej powierzchni. Jakby świeżo wypolerowanej. Ktoś na pewno co dziennie przychodzi i pielęgnuje ten most. Wygląda przecież jak nowy! Żadnego piachu czy też brudu. I nagle, poczułam się wyjątkowo. Wyobraziłam siebie na karej klaczy z gracją przegalopującą przez ten most. Na mych ustach widniał uśmiech a oczy iskrzyły się dziecięcymi igraszkami. A przecież mam już tą pieprzoną pełnoletniość. Ta... w duchu pragnę wrócić do czasów mojego dzieciństwa. Ha! Pojawia się problem. Nie zbyt pamiętam jakie było. Parsknęłam cicho przyspieszając i zagłębiając się dalej w las.  Jak na razie ogarnia mnie wewnętrzny spokój, pomimo przytłaczającej mnie, wrogiej atmosfery. Wypełniło mnie znajome poczucie szczęścia. Takiego dziecięcego. Las... za pewno to większość dzieciństwa w nim spędziłam. Wywiera na mnie tyle pozytywnych emocji. Mój duch i wola walki odbudowują się przebywając na łonie natury. Wśród zieleni. Nie zależnie jaki to był odcień i jakie uczucia na mnie wywierało. W powietrzu unosić się nagle zaczęły krople, które upadły z tych szarych chmur. Wisiały tak w powietrzu jak bańki mydlane, tyle że przezroczyste, pokazując świat pod innym kątem. Zza chmur wyjrzały promienia słońca, które wydawały mi się z lekka ponure. Nie przeszkadzało to jednak tym unoszących się łzom. Przez przejrzystą powierzchnię przebijały się jasne promienie dając niesamowity, bajkowy efekt. Rozdziawiłam buzie obserwując to zjawisko. Piękne, owiane mistycznością. Wydywało mi się, że trafiłam do krainy snów i nadal śnię. Ale to prawda. To co prawdziwe nie musi być zawsze straszne, okropne, pokolorowane w barwach szarości. Uśmiechnęłam się szeroko z podziwiem a na policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.

-Zawsze tak jest po burzy? - spytałam.

Obróciłam się wokół siebie spoglądając na krajobraz mymi niebieskimi oczami. W blasku tego słońca ogarnął je szary cień ciągłego smutku a raczej bezradności. Stanęłam w miejscu spoglądając w niebo a później na Makoto. Chłopak przyglądał mi się od dłuższego czasu, nie zwruszony otaczającym go pięknem. Chcąc nie dać za wygraną spojrzałam pewnie w jego czerwone oczy.  Ten podszedł do mnie, uśmiechnął się delikatnie i pogładził po głowie. Tak jakby był moim starszym braciszkiem.  

-Zawsze. - odparł, przekrzywiając lekko głowę.

Zdezorientowana nagłą zmianą jego nastawienia odsunęłam się od niego. Zbyt gwałtownie. Wargi śnieżnego chłopca wykrzywiły się w nieprzyjemny grymas. Wyciągnął przed siebie dłoń i przypatrując jej się ogarnęła go złość. Zacisnął mocno szczęki.

-No tak. Nie ufasz mi - wysyczał przez zęby.

Szybko jednak się ogarnął. Gdy usłyszeliśmy za nami kroki w postaci szelestu i dźwięków łamania gałęzi, oby dwoje, równocześnie spojrzeliśmy w tamtą stronę. Zaległa grobowa cisza. Chwilę później dało się słyszeć niewyraźne mamroczenie nieznajomego i ledwo słyszalny chichot. Spojrzałam na Makoto po czym pobladłam. Mimika twarzy mówiła wszystko. Chłopak nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji. I prawdopodobnie się znają. To zajebiście. 

-Znasz go? - spytałam znienacka przerywając ciszę. Ciut za głośno. 

-Cicho, głupia! - fuknął nasłuchując kroków. 

Przerwa w krokach po to, by usłyszeć je coraz szybciej zbliżające się w naszą stronę.  Co ja najlepszego zrobiłam. Większego szczęścia niż ja, nie ma nikt inny. 

-Oczywiście, że znam - mruknął błyskawicznie do mnie podchodząc. - Biegnij! 

Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął. Ruszyłam z początku potykając się ale zdążyłam złapać równe, szybkie tempo. Makoto biegł prze de mną nadal mocno trzymając za rękę. Nie zwalnialiśmy. Odwróciłam głowę by zerknąć czy czasem nas jeszcze nie goni. Zza krzaków wyskoczył chłopak. Chudy i strasznie blady. Miał na sobie czarne spodnie, trampki o tym samym kolorze oraz szarą, obszerną bluzę z kapturem. W ręku trzymał zakrwiawiony nóż kuchenny. Wten mnie oświeciło. Dla pewności wytężyłam wzrok by przyjrzeć się jego twarzy. Wiedziałam.  Chłopiec o wiecznym uśmiechu, Jeff z tej sławnej Creepypasty, którą znają wszyscy fanatycy strasznych historii. Wyrwałam nadgarstek spod uścisku dłoni Makoto. I ruszyłam jak najszybciej umiałam przed siebie. Towarzysz widząc to również przyspieszył. Na mej buzi pojawił się nieśmiały uśmiech. Tego było mi trzeba, tej adrenaliny. Czy jednak moje nogi wytrzymają długo? Wątpię. Wkrótce zaczęłam ciężko dyszeć więc zwolniliśmy by się wreszcie zatrzymać. Nie było niczego słychać. Pochyliłam się do przodu próbując się zregenrować i odpocząć po długim biegu. 
Ruszyliśmy dalej. Nogi mnie bolały jak cholera.  Westchnęłam. Wyszliwszy z lasu wstąpiliśmy do miasta. Wyglądało ono jakby żywcem wyciągniętego z czasów średniowiecza. Ale coś mi tutaj nie pasuje. Ubiór ludzi. Taa.... wyglądali zbyt nowocześnie, jakby z mojego XXI wieku. Nie rozumiejąc niczego. Makoto zaprowadził mnie w jedną z uliczek gdzie nagle zaatakowała mnie kobieta. Nieznajoma przyłożyła mi nóż do gardła. Śniezny chłopiec błyskawicznie wyrwał ułomnej kobiecie nóż. Czując się już bezpieczna Odepchnęłam myśliwego od siebie, a Makoto robił zamach. Szybko się opamiętał, i podał mi nóż. Patrząc na niego pytająco pochwyciłam broń. Stałam jakby nie przytomna. Jedynie krzyk kobiety, która się na mnie teraz rzuciła, zdołał przywrócić mnie do rzeczywistości. Z przerażeniem mocno zamachnęłam się i przeorałam jej  pierś. Na jej ciele pozostawiłam głęboką ranę spowitą piękną czerwienią... Zaraz, co? Nie ważne.. trzymałam teraz zakrwawiony nóż drżącymi dłońmi. Pod moimi nogami padło truchło. Nie mogąc uwierzyć tym, co właśnie zrobiłam upuściłam narzędzie zbrodni. Wyraźnie w głowie słyszałam jego pobrzękiwanie, gdy upadł na kamień. Makoto połozył moją rękę na ramieniu i zaczął gdzieś prowadzić. Nagle przed nami stanęła wysoka blondynka. Ubrana była w długą, suknię balową powlekaną świecącymi się dodatkami, różnymi cekinami. Patrzyła się na mnie z wyższością swoimi szarymi oczami i mocno podkreślonymi ustami. Aua. 

-Jakie jest twoje życzenia? Spełnię każde, najskrytsze - wycedziła unosząc pod bródek do góry. 

-Chcę... - kompletnie nie wiedziałam czego chcę. 

A teraz nagle przeszył mnie ból w plecach. Wydobyłam z siebie niemy krzyk mojego bólu. Z ust pociekła mi krew. Kaszlnęłam zła na suknię  jej 'wysokości' brudząc szkarłatem. Ta jedynie odskoczyła i mocno przywaliła w policzek. Poczułam jak ktoś wyciąga mi coś z pleców. Krzyknęłam gdy ból nasilił się jeszcze bardziej. Słabłam z każdą chwilą coraz bardziej. Zamknęłam oczy. Pochłonęła mnie ciemność. Znikłam? Za pew...

I nie potrafiła  już nabrać powietrza. Krew wypełniła jej płuca jak i brudziła czarną bluzę. Jej ciało stało się sztywne i gdy je dotknąłeś, czułeś chłód. Istota martwa leżała u stóp Makoto i damy. Nie zdołała wrócić do domu. Oszalała. Człowiek taki jak ona jednak nie miał lepszego wyboru, niż pójść ślepo za mordercą.
W sumie...
Stała się mordercą a sama została zamordowana.  

niedziela, 6 września 2015

#6 Mira

A gdy zamknęłam oczy, ból nasilił się jeszcze bardziej. Z każdą chwilą  odnosiłam wrażenie, że zaraz oszaleję, zabiję się, by skończyć to cierpienie. Jak to zwali...? Agonią.... Zdecydowanie tamta dziewczynka nim oddała się w ręce śmierci, zaśpiewała słodką ale jakże wzruszającą pieśń swojej agonii. A jak brzmiałaby moja? Długa, pełna rozdzierającego krzyku, czy może krótka, wypełniona ciszą. Czy tak jak dziewczynki tonącej, byłaby to pozytywka w głowie oraz własny krzyk? Nie... Istnieje wiele sposobów śmierci, dlatego istnieje wiele sposobów przedstawienia czyjeś agonii. Z pewnością, dziewczynka dawno straciła przytomność. Twierdzę tak, ponieważ widzę nicość. Żadnej myśli. Po prostu utonęła. Kto zrobił błąd? Matka? Tylko ona przychodzi mi na myśl. Bo gdyby nie ona, wszystko zakończyłoby się happy endem. Nagle płuca nie wytrzymały. Wszystko pękło przeszywając mnie niemiłosiernym bólem. Bo nie tylko płuca na tym ucierpiały. Mostek oraz wszystkie żebra zostały złamane jednocześnie. Wrzasnęłam,  gwałtownie otwierając oczy. Po tym mogłam spokojnie powiedzieć, że zostanienie nie mową jest możliwe. Ból... to jedyne moje wytłumaczenie. Takie utonęcie... najgorsze tortury, które mogą być tuż po tych z średniowiecza. Teraz rozumiem, czemu najpierw tracimy prytomność. Bóg ukochał istotę ludzką jak i inne żywe istoty i pozwolił im stracić przytomność, udusić się by później nie czuć tego bólu rozrywającego twoją pierś. Do moich źrenic dotarło jasne światło. Zaczęrpnęłam głośno powietrza oddychając głęboko.  Z szeroko otwartymi oczami, które mówiły wszystko, wpatrywałam się w biały sufit. Byłam sparaliżowana tym co się właśnie stało. Tzn... co widziałam. Jednakże, to dziwne bo nigdy nie odczuwałam we wspomnieniach bólu. A kiedy mrugnęłam, do oczu napłynęły mi łzy, które już po chwili spływały strugą po policzku. A gdy zdolność poruszania się powróciła do mnie, uniosłam jedynie drżącą prawą rękę do góry. Moja twarz wyrażała teraz... nic. Obojętność  i lekko powagę. Rozejrzałam się. Nadal przebywałam w pokoju Sakury, ale leżałam na jej łóżku. Miękka i pachnąca, różowa pościel. Byłam sama. Usiadłam na łóżku lekko przygarbiona. Z daleko przyjrzałam się wszystkim lalkom małej dziewczynki. I teraz zdałam sobie sprawę, że właśnie te Dollfie nie pasowały do całego wystroju Sakury, który moim zdaniem był przesłodzony. Ale co ja mogę się spodziewać po kilkulatce. A wracając do lalek... pewnie zastanawiacie się, czemu tutaj nie pasowały. Odpowiedź jest prosta. Patrząc na nie, odbierasz wrażenie, że w każdej chwili jakaś ruszy się z miejsca. Że każda z nich miała swoje za uszami. Że skrywają jakąś mroczną tajemnicę. Że zaraz jakaś się na mnie rzuci. W sumie pewnie ja będę tak samo wyglądać. Wybuchnęłam nagłym śmiechem. Odchyliłam głowę do tyłu wpatrując się tępo w ścianę. Do pokoju weszła cała piątka i w osłupieniu spoglądali na mnie. Odpychając się od łóżka wstałam na równe nogi spoglądając na nich. Zatraciłam się w szaleństwie? Czy ten ból był właśnie po to? Czy ktoś albo coś pragnie tego, bym oszalała, by zniszczono doszczętnie moją psychikę? Człowiek tak bardzo chce zdobyć wiedzę na każdy temat. Ale... to nie jest możliwie. Ja wierzę, że po śmierci i tak wiedza będzie mi nie potrzebna. Ponownie wybuchłam śmiechem.

-Czego tak się śmiejesz? - spytał Makoto.

-Sytuacja w której się znajduje jest tak żałosna, że aż śmieszna - parsknełam.

-Przeszła burza, wyruszamy - rzekł nie wdając się w szczegóły.

Całkiem tak, jakby wiedział co się stało po tym jak zemdlałam.  Interesujące.... ale czy prawdziwe? To są tylko moje teorie, i na dzień dzisiejszy wolę nie wypytywać o to. Ale za to nasuwa mi się inne pytanie.

-Gdzie?

-Z pewnością chcesz wrócić do domu. A raczej musisz - odparł mierząc mnie wzrokiem. - Czy aby na pewno uznałaś sytuacje za śmieszną, czy może dostałaś schizy? - dodał ale nieoczekiwał odpowiedzi, ponieważ błyskawicznie wyszedł z pokoju.

Zamurowało mnie. Schizy...? Chodzi mu o to, że choruję na chorobę psychiczną, schizofrenie? To nie możliwe. Jestem pewna tego co powiedziałam i nic tego nie zmieni. Wiem doskonale co czułam i miałam prawo do każdej reakcji. Dla mnie to wszystko już jest żałosne. Dlatego jedyne co mi pozostało to śmiać się i patrzeć jak staczam się na sam dół. Nagle przeszedł mnie dreszcz. Co jeżeli wszystkie wspomnienia na raz wrócą? Czy będę czuła ból? To się okaże dopiero kiedy to nastąpi. Na razie nie muszę się tym zadręczać.  Spojrzałam na reszte, która spoglądała na mnie współczująco. Ale nic nie zrobili. Po chwili odeszli pozostawiając mnie samą. Dłonią zasłoniłam lewy profil swojej twarzy. Kim ja się stałam? Teraz zauważyłam swoją zmienność. Pewnie jest ona spowodowana moją utratą pamięci. Albo taka byłam zawsze. Jeżeli jednak to pierwsze, to nie chce by utworzyła się inna osobowość. Stęknęłam z niezadowoleniem. Wyprostowałam się a głowę odchyliłam delikatnie znów do tyłu. Wzięłam kilka oddechów i wyszłam również.
Stojąc obok Makoto ostatni raz spojrzałam na czwórkę domowników. Uśmiechnęłam się do nich,  dając znać, że sobie jeszcze radzę. Jak długo to jeszcze nie wiem.

-Możemy już iśc. Chcę opuścić tą krainę jak najszybciej - zwróciłam się do chłopaka.

Nie ufałam mu co do tej podróży ale jako jedyny mógł mnie zaprowadzić do miejsca, gdzie wrócę do domu. Z jednej strony byłam niezmiernie szczęśliwa ale z drugiej... bałam się jak cholera. Doskonale pamiętam słowa tej uroczej kobiety. To jest dopiero początek, a to co po za tym domem jest o wiele straszniejsze. Prawdopodobnie nie wytrzymam tam. Ale co będzie to będzie. Z chłopakiem wyszłam na zewnątrz. Szliśmy równym krokiem zmierzając przed siebie. Czy Makoto wie gdzie idziemy? Spojrzałam na niego kątem oka, jednak odwróciłam speszona wzrok. Patrzył się na mnie inaczej niż wcześniej. Tak, jakby chciał mnie poznać, dowiedzieć się o mnie czegoś więcej. Zadrżałam. Nie lubię tego.... Na pewno to coś przyniesie. Ale czy szczęście? Tego nie wiem. Zaczynam także powątpiewać, że zaprowadzi mnie  do mojego domu. Po za tym jak ja wrócę? Nagle zatrzymaliśmy się. Spojrzałam na niego pytająco a następnie przed siebie. Rozwidlenie dróg i są trzy opcje. Pójdę w prawo lub w lewo dróżką, albo prosto przechodząc przez most. I które teraz wybrać....? 

wtorek, 1 września 2015

#5 Mira

Otworzyłam oczy. Nigdzie nie widziałam małej dziewczynki, która w pewnym stopniu by mnie przypominała. Rozejrzałam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że ludzie i sklepy są strasznie wielkie. Zmalałam? Przecież nie jestem jak Alicja w Krainie Czarów i nie wypiłam ani nie zjadłam niczego podejrzanego. Nagle zdałam sobie sprawę, że idę, że tak naprawdę nie mam wpływu na to co robię. Idę. Ale tak naprawdę to nie ja ide. Obserwuję. Robię to z kimś. Czuję się dziwnie, będąc w czyimś ciele. Nie potrafiłam odnaleźć się w moich myślach. Chaos  jaki odczuwałam był nie do pojęcia.  To wszystko przytłacza człowieka, a mnie wystarczającym stopniu, bym uznała siebie za wariatkę. Właściwie, ja już oszalałam. Wiem to. Tego nie idzie z niczym innym pomylić. Ktoś trzymał mnie za rękę.
Ciekawe gdzie mnie zabierze. 
Dziecięcy głos odbił się echem. To zabrzmiało tak, jakby był w pomieszczeniu. Rozejrzałam się. Ze zdziwieniem zauważyłam, że za mną jest bezkresna czerń. Ja... ja jestem w ciele dziecka? Ale.. jak to..? W gardle poczułam rosnącą gule. Po policzkach spłynęły mi łzy. Płaczę. Czemu? Nie wiem. Powoli odzyskuję swą pamięć choć to będzie długotrwały proces. Czuję, że z każdym wspomnieniem więcej jest coraz ciężej. Mam ochotę krzyczeć. Walić pięściami o wszystko. Demolować. Niszczyć. S I A Ć  C H A O S .  Czyżbym nie potrafiła kontrolować swych emocji? Na to wychodzi. Po co zadaje sobie pytania. To nie dorzeczne. Starłam łzy. Nie mogę być miękka! Może i mam skłonności do płaczu  i chęci wyżywania się ale co z tego! Muszę przetrwać by wyjść z tego bagna. A co z moimi marzeniami? Kij z tym, że jak narazie żadnych sobie nie przypomniałam. Ale przecież każdy je ma! Każdy chce je spełnić. Nawet jeśli...
Mamo..? 
Dziecięcy głosik pełen trwogi i przestrachu wyrwał mnie z diologu, który prowadziłam sama ze sobą. Pięknie, rozmawiam sama ze sobą by nie zwariować kompletnie. Dość... Wróciłam do dzieciaka. Głową ruszała na wszystkie strony. Tak to ona. W końcu to moje jedno wspomnienie. Żadna ciepła dłoń nie trzymała mojej, drobnej i niezwykle delikatnej.
Mamo!
Usłyszałam głośniejsze nawoływanie w głowie. Czemu wołałam wtedy w myślach a nie darłam się na cały głos? Nie ogarnę tego, w końcu dzieckiem nie jestem. No i chyba wiem czemu teraz w myślach gadam sama ze sobą. Przymrużyłam oczy. Albo nie wiem? Jakby się zastanowić, to wszystkie moje myśli, nie mają składu ani ładu. Nic nie można zrozumieć. Trzeba się domyślić. Właśnie... trzeba... Westchnełam ciężko. Mała dziewczynka  rozpaczliwie rozglądała się dookoła. Wśród tłumu nie mogła znaleźć tej ukochanej osoby. Do jej oczu napłynęły łzy ale w ten usłyszała pozytywkę. Spokojna melodia wystarczyła, by dać zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Kojarzyłam tą melodię. Musiałam być przy tym, więc to wspomnienie należy do mnie. Dziewczynka podeszła do stoiska skąd dobiegała muzyka. Lalki... malutkie. Przyjrzałam się im. Firma zadbała o każdy szczegół oraz o wiele ruchomych stawów. To były lalki kolekcjonerskie. Dollfie. I tylko tyle wiem. Nie zagłębiałam się jakoś w to. Nie kręciły mnie lalki choć wyglądały na idealny pierwowzrór człowieka.  Dziewczynka chciała taką, ale była bardzo droga. Czego można było się spodziewać? Po za tym i tak nie miała jak zapłacić. Posmutniała więc a zauważyła to inna dziewczynka. Więc podeszła do mnie i wymieniły parę zdań, których nie mogłam usłyszeć. Obserwowałam całą sytuację. Tam ta dziewczyna była złudnie podobna do mnie ale twarz była zamazana. Przynajmniej oczy. A  wiadomo, że po oczach można poznać ludzi. Chwyciła mnie za nadgarstek i zaciągnęła gdzieś, gdzie znajdował się staw i pomost. Coś mi tu nie pasowało. Dziewczynki usiadły na pomoście. Tam ta druga dała mi lalkę. Zachwycona zaczęła ją oglądać z bliska. Nie zauważyła, że nowa koleżanka zakradła się za nią. Było się dzieckiem, więc chyba to zrozumiałe. Ale... to co później  się wydarzyło. Znajoma wyrwała lalkę z rąk jednocześnie boleśnie nas szczypiąc. Szybko wstałam i spojrzałam na nią. Dziewczynka popchneła mnie mocno do wody. Wymachując bezradnie rękami wpadłam w pluskiem uderzając o nieruchomą taflę. Dziewczynka była tak przerażona i sparaliżowana strachem, że nie mogła nic zrobić. Albo tak czy siak, nie umiała pływać. Patrzyłam się na małą dziewczynkę, która uśmiechała się od ucha do ucha i z zaintrygowaniem przyglądała się, jak tonę. Krzyknęłam w wodzie ale jedynie co zrobiłam, to wypuściłam powietrze. Czułam narastający ból spowodowany narastającym ciśnieniem w wodzie. Zaraz mi te cholerne płuca wysadzi! Traciłam przytomność a ja... a we mnie wlało się przerażenie. Czy to aby na pewno moje wspomnienie? Zaczynam w to wątpić.... więc dotychczasowe urywki życia, nie musiały należeć do mnie. Czyli... to tylko wskazówki, które mają mi w czymś pomóc. Ale w czym? Zacisnęłam mocno powieki. Pochłania mnie ciemność. Cały czas tylko czerń i pustka. Gdzie w tym wszystkim znajdę biel, światło prowadzące do szczęścia? W sumie, to teraz mało istotne. Ja zawsze tak tyle nad tym myślałam? Więc tak wygląda moja natura.... filozof. To na pewno.  A gdzie reszta charakteru? Co jeżeli wykształci mi się fałszywa osobowość? Nie chcę... przestańcie... to nie jest zabawne. Chcę wrócić... do domu. Zapomnieć. Mam już dosyć. Nie wytrzymam długo jeżeli będę zadawać pytanie i szukać odpowiedzi stojąc tylko w miejscu. Co za ironia... Wybudź się już ! 



~~~
Przepraszam za długą zwłokę ale no cóż.... lenistwo to lenistwo.
Rozdział jest krótki bo... tak. 
Ale tak serio to uważam, że jedno dłuższe wspomnienie (bądź nie wspomnienie) powinno być w tym rozdziale, a powrót do rzeczywistości, w której się znajdujemy, tylko by wam nie potrzebnie namieszał w głowie. Tak czy siak, to wystarczająco pomieszałam i jest bez składu X'D .
Więc no... sądzę, że powoli zbliżamy się do wyjaśnienia zagadki tajemniczej nazwy rozdziałów.
Chcę zobaczyć w komentarzu jakie są wasze teorie na temat tego, czym jest 'Mira'. A tutaj ma dwa znaczenia ;3 

niedziela, 19 lipca 2015

NOTKA

Na początku tej notki chcę powiedzieć : wielkie przepraszam! Rozdziały nie pojawiają się często, można powiedzieć, że zapomniałam o nich. Nie! Rozdziały nie pojawiają się z powodów prywatnych. A najprościej mówiąc : nie ogarniam i gubię się już we wszystkim. Postanowiłam, że blogi na których będę zamieszczać opowiadania będą na ostatnim miejscu.
Chcę również was, drodzy czytelnicy, poinformować o mojej nieobecności. Niestety, trwa ono dwa tygodnie. Przed wyjazdem zabrałam sie za pisanie Miry. Pragnęłam napisać 3, jeden opublikowała bym przed wyjazdem, a resztę w trakcie mojej nieobecności. I tu muszę was zasmucić, gdyż nie dałam rady. Przykro mi.
To chyba wszystko z mojej strony.
Nieobecność 20.07-02.08

środa, 1 lipca 2015

#4 Mira

Nie potrafiłam trzeźwo myśleć.. ba!  W tej chwili miałam tępy umysł. Nie mogę na niczym się skupić. To, co teraz  mi podał nie było wcale mięsem, które pochodziło od zwierzęcia.  Byłam tego taka pewna! Jednakże... paraliż jaki odczuwała uniemożliwił mi jakikolwiek ruch, a moje myśli jakby wyjechały sobie na wakacje. Ciemność i pustka. Nieruchomo siedziałam z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Niczym lalka. Martwa, nie żywa, nie potrafiąca się ruszyć bez swojego lalkarza. Poczułam rękę na swoim ramieniu. Nagle wszystko wróciło do normy. Tzn... wróciła do normy moja sprawność fizyczna oraz otrzeźwiał mi umysł. Spojrzałam na dłoń a następnie na twarz siedzącego obok mnie Makoto. Chłopakowi nie odpowiadał fakt, iż zorientowałam się, co jem. Od dzisiaj zostaję wegetarianinem.

-Czy  to... jest... ludzkie mięso? - spytałam drżącym głosem.

Białowłosy mocno zagryzł szczęki. Zgromił mnie wzrokiem przez co miałam ochotę wrzasnąć. A i pomińmy też to, że od dawna chciałam się stąd wydostać ale sądzę, że nie ma jak wrócić do normalnego świata. Właściwie.... to kim jestem w prawdziwym świecie? Kiedy się obudziłam wiedziałam tylko to, czy mam rodziców, jak wygląda taka noc u mnie w domu, jakiej jestem narodowości, ile mam lat i jak się nazywam. I koniec. Nie potrafię przypomnieć sobie żadnej twarzy, prócz mojej. Chociaż gdyby nie to lustro to pewnie też bym nie wiedziała jak wyglądam.  Gdy spojrzę w tył nie potrafię niczego ujrzeć. Czerń okalała moje wspomnienia, przeszłość. Żadnych wydarzeń, zero imprez, dni codziennych. Nic. Co ja tak naprawdę umiem? A może w zaistniałej sytuacji lepszym pytanie okazałoby się, czym lub kim muszę być do cholery, że trafiłam do tego zasranego miejsca!? Zauważając upartą postawę Makoto, mogłam domyślić się, że nie udzieli mi odpowiedzi. Przełknęłam głośno ślinę.

-To ja w takim bądź razie podziękuję za posiłek - powiedziałam zdejmując jego dłoń z ramienia.

-Nawet nic nie spróbowałaś, proszę cię, weź gryza - odparł spoglądając na mnie czerwonymi oczami.

-Nie jestem głodna, naprawdę - przekonywałam.

-Zjedz.. - mruknął jakby tracąc cierpliwość.

-Nie jestem głodna - powtórzyłam twardo.

-A rób co chcesz - warknął wstając i znikając gdzieś.

Mam nadzieję, że na dobre. Odetchnęłam z ulgą a do oczu napłynęły mi łzy. To smutne, że cała reszta musiała mieszkać z takim brutalem. Gdzie ja jestem? Czemu nie potrafię znaleźć na to odpowiedzi? Przecież każdy by już wiedział gdzie się znajduje. Ale nie ja. Na tym polega mój przypadek. Chyba bo wnioskując po tym, że mogłam dowiedzieć się tego od kobiety, dziecka, Shitsuboo oraz Makota. Chociaż na tego ostatniego to nie specjalnie liczę. Po policzku spłynęła mi słona substancja. Twarz schowałam w dłoniach. Trzęsłam się. Nie chcę by widzieli jak płaczę. To żenujące. Strach i przerażenie mną targały, wewnętrznie rzucały na każdą stronę jak szmatkę. Poczułam jak ktoś ciągnię mnie za bluzę. Szybko otarłam rękawem łzy i spojrzałam na dół. Mała dziewczynka patrzyła na mnie. Gdyby jej oczy nie wyrażały współczucia i smutku, to na pewno bałabym się jej.

-Nie smuć się już. To co teraz jest, to dopiero początek - usłyszałam dojrzały, kobiecy głos za sobą.

Odwróciłam głowę do tyłu. Stała za mną z równie smutnym wyrazem, co dziecko. Trzymała się poręczy mojego krzesła. Czyli jednak nie mam się co ich bać...

-Jak to...? - spytałam zaskoczona. - Chcę wrócić do siebie.

-Jak widzisz, po burzy Makoto odprowadzi cię do lustra, które zabierze cię do domu. No a tam gdzie cię zabierze, będzie o wiele więcej takich jak on. Musisz być ostrożna - wytłumaczyła.

Patrzyłam na nią w niedowierzeniu. Czyli wszystko wróci do normy? Odzyskam swoją pamięć? I nagle moje ciało wypełniła się wiara i nadzieja. Wierzę w jej słowa a mam nadzieję, że dotrę do swojego domu. Uśmiechnęłam się delikatnie.

-Na pewno dam sobie radę. Nie jestem już słabym dzieckiem - po tych słowach uśmiech zbladł. - Tak przynajmniej myślę - mruknęłam.

Wbiłam wzrok w lustro. Nadal na głowie miałam szopę. Kobieta widząc mój niesmak spowodowany moim wyglądem wyciągnęła grzebień. Bladego pojęcia nie miałam skąd.  Zaczęłam mnie czesać. Ze zdziwieniem obserwowałam jej każdy ruch, który widać było na lustrze. Uśmiechnęłam się ciepło. Dziewczynka patrzyła na mnie zadowolona. To wyglądało tak jakbym podarowała jej tego misia.

-Po tym jak cię rozczeszę, sądzę, że mała Sakurcia z chęcią pokaże ci swoją kolekcję lalek - rzekła.

-A ja z pewnością je zobaczę - i zaśmiałam się.

Strach odszedł w zapomnienie. Dopóki nie ma Makoto mogę się cieszyć obecność tych kobiet. Wesołymi oczami patrzyłam na małą dziewczynkę imieniem Sakura. Nim się obejrzałam, moje włosy były już w ładzie. Podziękowałam kobiecie za pomoc. Dziewczynka chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do swojego pokoju. Myślałam, że będzie wyglądać straszniej ale się pomyliłam. Słodki róż przeważał tutaj czego wprost nieznoszę. Zakodować. Nie lubimy różu. I patatających na tęczy jednorożców. Taką miała pościel. Po prawej stronie zauważyłam pełno lalek dolfie.  Podeszłam do nich. Wszystkie przedstawiały płeć piękną w wspaniałych sukniach. Najbardziej przykuła moją uwagę ostatnia i jednocześnie najmłodsza lalka z kolekcji Sakury. Miałam wrażenie, że jest to moje przeciwieństwo z charakteru. Kiedy na nią patrzyłam, odczuwałam jej uczucia. Wyraz twarzy zabawki mówił wszystko. Pomimo powagi, widziałam w oczach odwagę, która niedługo miała zmienić się w rozpacz. Niebiesko-zielone oczy bez źrenic spoglądały w moje oczy. Brązowe, lekko falowane włosy opadały na delikatne ramiona. Jako iż była świeżym nabytkiem, nie posiadała jeszcze ubrań. Z tego co wyczytałam ust dziewczynki, a miejmy na uwadzę fakt, że ledwo nimi poruszała, to Shitsuboo szyje sukienki dla jej lalek. Bardzo mnie to cieszyło.

-Mogę ją dotknąć? - zapytałam Sakury.

Ta kiwnęła głową przytulając do siebie misia. Zauważyłam w jej oczach trwogę. Zignorowałam to, co było błędem. Wyciągnęłam  rękę by dotknąć policzka. Nagle błysnął piorun. Mrugnęłam. Przed sobą ujrzałam kolejne wspomnienie. Oj, coś mam wrażenie, że będą istotnymi poszlakami w dalszej przygodzie.

sobota, 27 czerwca 2015

#3 Mira

Przestawałam z nogi na nogę. Boję się, zimno mi, jestem zmęczona i głodna. Teraz wiem jak czują się wszyscy bezdomni oraz bezpańskie psy. Westchnęłam cicho. Usłyszałam trzask wydobywający się z drzwi. Podskoczyłam lekko cofając jedną nogę do tyłu. Zerknęłam na klamkę. Ktoś jednak jest w chatce. Poddenerwowałam się. Nie lubię takich sytuacji kiedy muszę prosić o pomoc. Wcale. Drzwi otworzyły się. Prze de mną stała kobieta. Była cholernie podobna do mojej ciotki, której nie trawie. Długie, falowane, szarawe włosy. Wysoka, chuda i miała ten tajemniczy uśmiech na ustach. Jakby coś skrywała. Właściwie ich ubiór był trochę inny. Ta tutaj była ubrana w gotycką, czarno-bordową suknię. Paznokcie miała długie i pomalowane na czerwono. A co najważniejsze... nie posiadała oczu. Tak samo jak nastolatka będąca moim odbiciem. Jednakże dziewczynka z lustra nie wyglądała tak przerażająco. Puste oczodoły kobiety  spoglądały w moją duszę, powoli, kosztując każdy strach i lęk do jej osoby. Miałam dziwne wrażenie jakby mnie pochłaniała, chciała wessać do środka. Odwróciłam wzrok. Zaczęłam przyglądać się falbanom kreacji. Zza nich wychylała się główką małej dziewczynki. Kręcone blond włosy, które związane miała czarną wstążką. Wyglądała podobnie jak swoja matka, jeżeli chodzi o ubiór. Posiadała brązowe oczy, wręcz czarne. Uśmiechała się do mnie, lecz miała zszyte usta. Wieczny uśmiech. Dziewczynka w ręce trzymała brązowego misia, którego tuliła do siebie mocno. Jak gdyby bała się, że ktoś jej zabierze pluszową zabawkę. Gorączkowo myślałam,  co powiedzieć. Nie wiem, czy jest ranek, czy może wieczór.

-Witam - wreście się przywitałam. - Czy... mogłabym u państwa przeczekać burze? Zgubiłam się i nie wiem gdzie jestem - szybko wytłumaczyłam.

Kobieta jeszcze szerzej się uśmiechnęła delikatnie otwierając czarne usta. Odsunęła się i gestem dłoni zaprosiła mnie do środka. Drżałam. Czułam, że pomimo braku oczu, ona mnie bacznie obserwuje.  Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wnętrze urządzone na bogato.  Kominek, duży stół, skórzane fotele. Czułam to ciepło. Nie pewnie weszłam  do środka. Na jednym z foteli siedział chłopak, jakoś w moim wieku. Czarne włosy zakrywały  mu kark. Posiadał łatę na policzku, przyszyte usta, choć nie do końca. Niektóre igły miał powbijane do głowy. Swoją glowę odwrócił w moją stronę. Jego oczy wyrażały smutek i pewnego rodzaju żal. Chłopak wstał i zniknął gdzieś na chwilę, by powrócić z kocem. Podszedł do mnie. Czuł się swobodnie jednak wiedziałam, że coś go trapi. Czyjaś obecność w tym domu ale nie moja. Chłopak otulił mnie kocem i spojrzał na moją twarz. Czarne oczka wpatrywały się w moje. W przeciwieństwie do poprzednich, te były piękne. Szklane, kruche, delikatne. Gdy oderwał się od moich oczu, wyprostował się.

-Shitsuboo - szepnął ledwo słyszalnie. - Choć.

Chwycł mnie za rękę i szarpnął. Zdziwiona poszłam za nim. Stanął przy jednym z krzeseł, które było odsunięte i pchnął mnie w jego stronę każać usiąść. Posłusznie wykonałam rozkaz. A co innego miałam zrobić? Spojrzałam na przeciw siebie. Zesztywniałam. Chłód powrócił oraz dreszcze. Lustro... identyczne jak tam to moje w domu. Wyglądałam normalnie, choć cała mokra. Nagle ktoś położył mi ręcznik na głowę. Wyjrzałam w lustro by zobaczyć kto to był. Drugi chłopak, którego nie widziałam. Miał on białe włosy zgolone po lewej stronie. Posiadał przebite uszy i czerwone oczy. Ubrany był nowocześnie. Uśmiechnął się delikatnie.

-Jestem Makoto. Proszę cię, wytrzyj się i zjedz coś. Co prawda jesteśmy już po kolacji także nie przejmuj się - powiedział przyjaźnie na co ja drgnęłam.

W zamyśleniu wstałam. Przewiesiłam koc przez oparcie krzesła. Pospiesznie wzięłam ręcznik wytarłam moje ciało. Z grubsza. Jak skończy się burza to na pewno będę sucha. Gorzej z moimi włosami. Po pięciu minutach oporczywego wycierania włosów spojrzałam w lustro. Potargane, pokołtunione. Westchnęłam niezadowolona. Nagle usłyszałam  za sobą podejrzany odgłos. Coś się wbijało w skórę i miało zamiar przebić kości. Odwróciłam się gwałtownie zarzucając włosami a ręcznik upadł na ziemię. Zamarłam. Czemu moje przeczucia i myśli, muszą się sprawdzać? Makoto stał nad kulącym się Shitsuboo. Właśnie do mnie coś dotarło. Shitsuboo z japońskiego znaczy "rozpacz".  Stałam sparaliżowana. Zauważyłam, że Shitsubo na mnie patrzył błagając o pomoc. Co robić? Takie pytanie słyszałam w swojej głowie. Desperacko chciałam mu pomóc.

-Sh.. - jednak zauważyłam ostrzegawcze spojrzenie Makoto skierowane w moją stronę.

Po chwili wrócił do chłopaka. Rozejrzałam się. Kobieta przestała się uśmiechać i widocznie nie była z tego zadowolona. Mała dziewczynka również chciała zaprzestać jednak nie mogła. Przeszkadzały jej w tym, jak się okazuje, specjalne szycie. Normalnie mogłaby przybrać poważny wyraz twarzy. Spojrzałam na Makoto.

-Zdradziłeś jej swoje imię? A co ci mówiłem? - zapytał podnosząc głos.

Zaczął przymierzać się do kopniaka. Zaraegowałam pod wpływem impulsu. Rzuciłam się na chłopaka. Pchnęłam białowłosego, który upadła na ziemię. W moich oczach malował się strach, przerażenie i desperacja. Co teraz? Chyba źle zrobiłam. Zaatakowany chłopak spojrzał na mnie wściekle. Wstał i jakby porzucając Shitsuboo przymierzał się do mnie. Przybliżył się do mnie przekraczając moją strefę osobistą. Drgnęłam nerowo. Patrzył się w moje oczy zastanawiając się nad czymś. Nagle uśmiechnął się szeroko i odsunął się.

-Świetnie! Doskonale! - wymruczał jakby sam do siebie i zniknął gdzieś za drzwiami.

Zdziwiona odporowadziłam go wzrokiem. Przykucnęłam przy Shitsuboo. Starłam z jego czoła krew i rękę otarłam o swoją bluzę. Nie będzie widać. Wstałam i podeszłam do ręcznika, który mi wypadł. Podniosłam go i położyłam na krzesło. Rozejrzałam się. Wszyscy byli spięci co wyczuć można na kilometr. Coś jest nie tak. Czujnie obserwowałam wszystkich dookoła. Usyszałam kroki Makoto. Odwróciłam się w jego stronę. Niósł ze sobą talerz.

-Usiądź... Suzan - mruknął kładąc talerz na stole.

Zesztywniałam. Posłusznie usiadłam a on zajął miejsce obok mnie bacznie obserwując każdy mój ruch. Patrzyłam na jedzenie. Podał mi mięso i szczerze, to boję się spytać co to.

-Skąd wiedziałeś jak mam na imię? - zapytałam.

-Słodka tajemnica. Jak ci się poszczęści to się dowiesz w swoim czasie - odparł. - Jedz.

Ukroiłam kawałek mięsa i nałożyłam na widelec. Miałam właśnie skosztować, kiedy w mojej głowie rozległ się krzyk. Ten sam krzyk kiedy przybyłam do tego świata. Upuściłam widelec, który dźwięcznie odbił się od białego talerza. Z przerażeniem patrzyłam na posiłek prze de mną. Co on mi do cholery daje do jedzenie? Moję ręke nadal wisiała w powietrzu mocno drżąc.

sobota, 20 czerwca 2015

#2 Mira

-Zajebiście.... gdzie ja wylądowałam? - spytałam podłamana.

To jakiś żart, prawda? To wszystko musi być snem! Nigdy nie budziłam się w środku nocy. Zegar nigdy nie zatrzymywał się równo z północą, co do sekundy. Przecież... tylko w filmach pojawia się w lustrze psychopatka. Tyle, że u mnie nie pragnęła śmierci. Pomimo  tego wciągnęła mnie do tego świata. Spoliczkowałam siebie. Uderzyłam się dość mocno. Czułam pulsowanie w obolałym policzku. Pomasowałam się. W jednej chwili poczułam przerażenie. Cholera! Myśl! Przestań w ogóle myśleć o przyszłości! Co mi to da? Padało coraz mocniej. Ciężkie krople spadały na mniej. Silny wiatr zawiał prosto w twarz. Zatrzęsłam się. Przymrużyłam oczy i zerknęłam w stronę nieba. Powoli się uspakajałam. Czyżby to świat...

-Po drugiej stronie lustra? - spytałam siebie nie dowierzając. - Ja śnię... - obróciłam się wokół własnej osi rozkładając bezradnie ręce.

Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk. Krzyk bólu, rozpaczy i desperacji. Spojrzałam w tamtą stronę. Czarne kruki wzbiły się w powietrze. Pomimo ulewy odleciały od miejsca krzyku. Otworzyłam lekko usta. Iść czy nie iść? Nie mogłam się zdecydować. Potrzebuję schronienia ale co się stanie jak coś mi zrobią? Ryzykuje. Zrobiłam kilka kroków. Zawahałam się. A co jeżeli to pułapka? W końcu nie wiem czemu się tutaj znalazłam. Jaki jest cel mojego przybycia tutaj? Kompletnie nie wiem. Wrzasnęłam zirytowana. Nie wiem niczego. Nie potrafię sobie przypomnieć niczego z mojej przeszłości. Być może coś pomogłoby mi odnaleźć się tutaj.  Wydarzenie, które przypieczętowało moje przybycie. Jęknęłam głucho. Rozległ się kolejny krzyk. Automatycznie poszłam w jego stronę. Las, który mnie otaczał  był spowity mrokiem. Żadnych liści. Jedynie kora drzew i czarne gałęzie, które wyglądały, jakby chciały mnie schwytać i nigdy nie puścić. Robiło mi się coraz zimniej. Marzłam. Tuż obok mnie uderzył w ziemię piorun. Przestraszyłam się i upadłam na bok. Zamknęłam oczy.

-Boję się.. - pisnęła dziewczynka tuląc mocniej z każdym błyskiem i grzmotem swoją mamę.

Gdy otworzyłam oczy, oniemiałam. To znowu ja. Tyle, że jeszcze młodsza. Ja... bałam się burzy jak każda mała dziewczynka. Mama, otuliła małą wersję mnie. Znów jej twarz była niewyraźna. Pogłaskała po włosach.

-Cii... nadal się boisz? Przecież jesteś bezpieczna - uspakajała. 

-Ale wszystko może się zdarzyć ! - wykrzyknęła.

Czułam się dziwnie przyglądając swojemu wspomnieniowi. Dziewczynka płakała. W jej szklanych oczach od łez można było się przejrzeć... Ale co z tego? 

Wyciągnęłam rękę i zamrugałam. Znowu koniec. Usłyszałam jak grzmi. Wstałam i pobiegłam przed siebie. Zauważyłam drewniany domek. Okna były pozasłaniane bordowymi zasłonami z materiału. Podobnie jak te kurtyny wszystkie w teatrach. Ale... to raczej do siebie nie pasuje. Przeczesałam palcami włosy i podeszłam do drzwi. Stanęłam i podniosłam rękę ścisnietą w pięść. Chciałam już zapukać kiedy się zawahałam. Obleciał mnie strach, znowu. Po chwili głębokich rozmyślań zapukałam. Odsunęłam się kawałek od drzwi i z niecierpliwieniem czekałam aż mi je ktoś otworzy.